Porod z mężem partnerem

Witam was dziewczyny mam do was pytanie. Powiedzcie mi co sądzicie o porodzie z mężem partnerem który bardzo nie chce być przy porodzie zmuszać go nie zmuszać ja powiem wam szczerze ze nie wyobrażam sobie porodu bez niego, Natomiast boję się że ten cały widok porodu przerazi go na tyle że później nie będę go pociągać będzie czuć jakieś wstręt.

Jesli chodzi o to czy bedziesz go pociagac czy tez nie to niewykluczone, ze to sprawa indywidualna, ale u nas nie ma z tym problemu. Maz byl przy porodzie ale byl obok, w krocze mi nie zagladal, i jakos go to nie zrazilo. (A byl taki czas po porodzie ze w duchu prawie o tym marzylam, hehe :stuck_out_tongue: ) Wspominal cos nawet ze wrecz bardziej mu po tym wszystkim zaimponowalam.
Pytanie jednak jest tez takie, czy warto zmuszac. Moj maz nie chcial byc przy porodzie corki… a jak przyszlo co do czego, to byl, wzruszal sie, wspieral mnie i mowil pozniej ze nie zaluje. Teraz przed nami drugi porod i nie bylo zadnej dyskusji - ja chce by byl, i on chce byc.
Nie wiem ile czasu Wam zostalo do rozwiazania, ale zamiast zmuszac sprobuj go moze delikatnie “urobic”, powoli i bez nacisku bo to skutkuje zwykle tylko wiekszym oporem… :wink:

Hmm chyba dobrze to ujęłaś może zamiast zmuszać powinnam go po prostu urobić i pogadać z nim powiem mu co straci jak go tam nie będzie i w jakim stopniu pomoże mi jego obecność, to powinno dac mu do myślenia. Mam nadzieję że jednak się zdecyduje Bo szczerze mówiąc nie widzę porodu bez niego mamy jeszcze trochę czasu do tego ale czułabym się znacznie spokojniejsza Gdybym wiedziała że chcę być tam ze mna i że będzie mimo wszystko ;(

Mąż podczas porodu super sprawa, u mnie już dwa porody z Mężem, 3 przed Nami :wink: Mąż nie ma jakiegoś urazu czy wstrętu, cieszy się że mógł być w tak ważnej chwili razem ze mną. Wspierał mnie kiedy było już naprawdę ciężko, podawał wodę, kiedy było trzeba przywoływal położną. Porozmawiaj z Mężem przedstaw Mu swój punkt widzenia :wink:

Mój mąż na początku też nie chciał towarzyszyć mi podczas porodu, uszanowałam to, nie naciskałam, nie wracałam do tematu. Jednak wraz z rozwojem ciąży to on zaczął rozmawiać o wspólnym porodzie, o tym że chce być przy nas. Ustaliliśmy, że będzie ze mną tak długo jak będzie chciał, albo wyjdzie w trakcie 2 części, albo zostanie do końca.
Mąż był przy mnie tak długo jak mógł, pomagał, wspierał, wiadomo, potem na cesarkę go nie wpuścili, ale dzielnie zajmował się maluszkiem, gdy mnie zszywali.

U nas też nie chciał być, ale jak się wszystko zaczęło jakoś samoczynnie to poszlo, jak zaczęły sie skurcze i trafiłam na porodówkę to przyjechał i był ze mną. Inna sprawa że i tak skończyło się na CC, ale przez 7 godzin był ze mną i mnie wspierał

Bo faceci to taki troche typ zadaniowca, skoro juz zawiozl na porodowke, skoro juz byl przy tym jak sie zaczelo to i jakos naturalnie chcialoby sie zostac do konca. I czesto wczesniejsze rozkminy odchodza w niepamiec :slight_smile:

Zmuszać na pewno się nie powinno to tylko źle będzie dla was obojgu najlepiej byście pogadali szczerze można np dogadać się z mężem że będzie np na początku później wyjdzie ale warto szczerze pogadać powiedzieć mężowi że bardzo byś chciała by był boisz się sama być tam itd mąż też powinien szczerze powiedzieć dlaczego nie chce być itd I może dojdziecie do jakiegoś kompromisu że tak to ujme albo zdecydujecie że jednak nie albo że będzie i ile do kiedy itd

Co do wstrętu po widokach itd to jest indywidualna sprawa mężczyzny mój mąż docenił to jaki to był wysiłek by urodzic dziecko i był dumny że jestem dzielna widział wszystko dosłownie wszystko choć w zasadzie nie powinien bo przeważnie mężczyzna stoi koło głowy kobiety i w zasadzie co się dzieje tam na dole nie widzi no ale mój mąż nie ma wstrętu pomimo że widział wszystko łącznie z nacięciem pęknięciem widział jak synek na świat wychodzi bo sobie podszedł tak by widzieć. Ale są też faceci którzy coz nie wytrzymują widoku żony czy partnerki która rodzi bo pomimo że nic nie widzą to widzą ile kobieta wkłada w to i jak ciężko jest i niekiedy sami odlatuja tzn mdleja choć rzadko się to zdarza.
Myślę że warto rozmawiać nie nakłaniac A po prostu powiedzieć prosto z serca co się czuje co by się chciało itd

Jak zaszłam w ciąże pytałam męża czy bedzie przy porodzie. Powiedział, że chyba tak. Pytał czy mi na tym zależy. Odpowiedziałam mu, że chciałabym żeby przy mnie był, z pewnością byłoby mi łatwiej.
Sprawy potoczyły sie inaczej, ponieważ miałam cc i mąż nie mógł przy mnie być. Nawet prosił lekarza bo chciał wejsc na sale operacyjna. Lekarz się nie zgodzil, poniewaz to operacja i nie może byc przy niej osób po za personelem medycznym. A ja bardzo chcialam zeby przy mnie byl, cesarka mnie stresowala.

A jeśli mialabym miec poros silami natury to wydaje mi sie, ze bym meza nie zmuszala.
Poród to ciężkie przeżycie. Tyle, ze i dla męża też. Z pewnością nie każdy jest gotowy by to wszystko widzieć.
Są mężczyźni którzy stoją obok kobiety i trzymają ją za rękę. Są też tacy, którzy bardzo aktywnie uczestniczą i wszędzie zaglądają :wink:
Można by męża zachęcać tym, ze jako pierwszy zobaczy swojego maluszka, przetnie pepowine. Są to piękne chwile, wyjątkowe i bardzo niecodzienne przeżycie. Warto też mówić, że Ci na tym zależy, że go potrzebujesz i byłoby Ci łatwiej.

Mam nadzieje, że pouklada się tak jak tego chcesz. Ja niestety nie mialam możliwości rodzic sn i zawsze mnie zastanawia jakby to było.

Ja też bardzo chciałam żeby mój był przy mnie ale on nie chciał…
Po pewnym czasie przestałam go namawiać bo wiem że to i tak nic by nie dało… siedział na korytarzu ale wysłałam go potem do domu bo nie miało to sensu… musiałby siedzieć całą noc bo Hanie urodziłam dopiero o 8:30.
Bardzo szanuje mężczyzn którzy mają odwagę rodzic ze swoją żoną/partnerką.
Jeśli jednak Twój nie chce to co nie zmuszaj… być może nie jest silny psychicznie na tyle żeby patrzeć jak Cię boli.

Dokładnie nie ma co zmuszać mój też mówił że czuł się bezsilny bo widział jak w to wkładam cały wysiłek A on nie może pomóc tylko może podać wodę chwycić za rękę mówić coś I wspierać dla mnie to dużo A dla niego było mało ale był A niektórzy coz nie mają do tego predyspozycji że tak to ujme i myślę że decyzja powinna być podjęta wspólnie ale jeśli któraś że stron nie chce to nie ma co namawiać jedynie szczerze pogadać być może zmieni się zdanie ale nie nastawiac się że tak będzie.

Dziękuję Wam za rady. Myślę ze jutro z nim spróbuję porozmawiać i odpuszcze pozniej tego typu rozmowy jesli nadal by nie chciał… I moze sam zmieni podejscie achh ci mężczyźni

Mój mąż był przy obydwu porodach:)
Pierwszy był dla mnie bardzo trudny ,długo się męczyłam a on ze mną patrząc na to wszystko i do tego opieka położnych kiepska.To ,że on był ze mną dało mi poczucie bezpieczeństwa.Chciał ze mną być.
Przyznam ,że po porodzie zeszło nam około 4lat zanim nasze współżycie doszło do normalnego stanu ponieważ po jakimś czasie od porodu mąż wprost powiedział ,że dostał jakieś blokady i jest mu z tymi myślami ciężko gdy sobie wspomni cały ten proces:(
Było mi przykro …ale z czasem wszystko wracało do normy .
Teraz jestem 9 miesiecy po kolejnym porodzie mąż również był obecny,kolejny raz chciał przy tym być.Na szczęście teraz jest wszystko od początku normalnie.
Myślę, że jeśli partner nie chce to nie ma sensu zmuszać bo faktycznie możecie później oboje tego żałować.Nie każdy facet się do tego nadaje.Moj mąż oba porody jakoś przetrwał ,ale np. ani przy córce ani przy synu pępowiny nie przecinał bo bał się że nas to boli .Nikt nie był w stanie mu tego przepowiedzieć że tak nie jest.

Karolajna trzymam kciuki za Waszą rozmowę. Mam nadzieje, że jakoś się dogadacie.

Zapytalam meza co o tym sadzi. Swoja droga ciekawa rozmowa, zwlaszcza na krotko przed 2. Porodem. W kazdym razie powiedzial, ze generalnie nie wspomina porodu zle, ze moze jedyne co mu sie nie podobalo to to, jak glosno krzyczalam, niemal wprost jemu do ucha, no i ze nic nie mogl na to poradzic - na ten bol ktory odczuwalam. Wiem tez, ze poplynelo mu kilka lez gdy corka otworzyla oczy :stuck_out_tongue: (Dowiedzialam sie jakos 3 tyg. po porodzie, bo podczas porodu w ogole tego nie zauwazylam) I mowi ze owszem, jest to wzruszajace ale bynajmniej nie jest jakies wstretne i zupelnie go nie obrzydzilo ani nie przestraszylo - choc trzeba przyznac ze on spedzil troche czasu na wsi i widzial np. porod swini :wink:
Generalnie mowi, ze zupelnie nie ma sie czego bac - duzo bardziej traumatycznym i niefajnym wspomnieniem sa dla niego pierwsze tygodnie po porodzie, baby blues, maluch ktory wysysa z nas wszystkie sily, placze po nocach, zaprzata matke w 100% nie zostawiajac miejsca dla taty… i ta bezsilnosc. I ze zdecydowanie wiecej powinnysmy o tym mowic naszym partnerom niz o porodzie. To tak od mojego meza, do Twojego :slight_smile:

MichuNi to jakos sie myslami sciagnelysmy :wink:
Tez zapytalam męża co by zrobil gdybysmy mieli miec kolejne dziecko, czy byłby przy porodzie.
No i jego odpowiedz-yyyy no yyyyy a czemu pytasz? W ciąży jestes?
Tłumaczyłam i tlumaczylam, ze nie. Tylko tak z ciekawości chce wiedzieć.
No więc stwierdził, że chyba chciałby być bo wie, ze to juz na 100% byloby nasze ostatnie dziecko i wie, ze juz nie bedzie do tego okazji. Tyle, że nie ma pewnosci co by bylo w trakcie porodu, czy by nie spanikowal.

Mój mąż był przy porodzie ale też bardzo tego chciał, stał obok mnie ale co nieco było widać jak się spojrzalo w sufit i w żadnym razie go to nie obrzydzilo. W kwestii intymnej jest między nami bardzo dobrze właściwie lepiej z jego strony niż z mojej bo jestem troszkę zmęczona opieką nad dzieckiem ale mąż jako tata też super się sprawdza. Warto rozmawiać ale nie zmuszac, jeżeli mąż nie będzie chciał to może jakąś inną bliską osobę zabrać ze sobą?

Jestem obecnie w podobnej sytuacji. Mój mąż jednak bardziej zastanawiał się czy chce uczestniczyć w trakcie porodu czy jednak poczekać obok, na korytarzu. Myślę że ważna jest w tym momencie rozmowa. Omówienie obaw partnera.i wyrażenie też własnych potrzeb. U nas to się sprawdziło i mąż chce być ze mną. Z doświadczeń tatusiów- naszych znajomych był to dla nich trudny moment, szczególnie gdy ich żony cierpiały, były nacinane. Doskonale to rozumiem, że może powodować to osłabienie. U nas w podjęciu decyzji o wspólnym porodzie było wyrażenie przeze mnie moich potrzeb np. motywacja gdy będę traciła siły, otarcie czoła, podanie wody.

Ja zazdroszczę Wam tych porodów. Dziwnie to brzmi, ale ja mialam cesarki także to już nie to samo.
Wydaje mi się, ze 'wspolne rodzenie' zbliża.
Oczywiście mam znajomych gdzie tatuś zemdlał podczaz porodu. No i on się śmieje, ze to tez ich zblizylo bo nigdy wcześniej nie zemdlał, dopiero przy rodzacej kobiecie.
Z pewnością mężczyzna musi tego chcieć, zmuszanie go będzie miało negatywne skutki. Bo nikt nie lubi robić czegoś wbrew sobie.

Patrycjo, ale kiedy tata może być z kobietą tuż po cesarce też jest fajne, tonon pierwszy kanguryje malucha gdy mama jest szyta, trudno mi powiedzieć czy dużo się traci - to zależy od sytuacji i nastawienia. Jeśli cc jest planowana, a szpital ma taką politykę, że para może być razem tuż przed i po i wspólnie zajmować się maluchem (raczej tata bo mama nie ma możliwości) - to super bo wtedy jest ra namiastka wspólnego porodu