Jak poskromić dwuletniego uciekiniera?

Cześć dziewczyny, zwracam się do Was z tym pytaniem, bo ręce i cycki opadają… Nasza dwulatka to istne tornado. Wszędzie jej pełno. Mały struś pędziwiatr haha
Idąc z nią na spacer wyglądam jak tygrys goniący antylopę. Wołam ją a nic nie słucha. Dziś wbiegła nam na jezdnię, dzięki Bogu nic się nie stało i byliśmy na pasach ale nigdy nie wiadomo.
Nic nie daje tłumaczenie. Za każdym razem na pasach łapiemy ją za rękę, poza tym nie ma opcji żeby na spacerze szła blisko nas. Leci przed siebie jak burza.
Macie jakieś sposoby na “zahamowanie” jej? Już nie wiem co robić, żeby zrozumiała że nie może sobie tak biec gdzie jej sie podoba…

Rosalivan wiem dokładnie o czym piszesz, mamy taką samą aparatkę w domu i nie słuchaczkę :slight_smile: Od małego była bardzo ciężkim dzieckiem na ten temat pisałam w wątku założonym niedawno przez Oliwcię High Need Babies jak chcesz to poczytaj. Oprócz tego mogę napisać że zawsze była i do tej pory jest szybkim dzieckiem, wszędzie jej pełno. Wszędzie chodzi, zagląda, myszkuje, nic nie może umknąć jej uwadze. Wszystko robi w pędzie, nie może usiedzieć na dupce. Zazwyczaj nie chodzi tylko wszystko robi biegiem. Jak gdzieś jesteśmy na spacerze to musimy trzymać ją za rękę, a najlepiej w spacerówce bo nie da rady. Nie patrzy że jadą samochody, są pokrzywy, jest duża górka, błoto, kałuża, obcy pies czy coś innego. Ostatnio poszłam z nią na spacer to skąpałaby się w rzece. Jak widzi kaczki na wodzie to biegnie i nie patrzy że może się skąpać. W galerii biega po sklepie i któregoś dnia uciekła mi i jej w Reserved szukałam powiedziała mi: " zrobiłam Ci mamo taki głupi żart". Powtarzamy, tłumaczymy, prosimy nic do niej nie trafia ona biegnie. W domu jest rozmowa, mówi że rozumie i obiecuje poprawę, następnym razem wraz robi swoje.
Widziałam kiedyś jak matka miała dziecko na szelkach i takiej ala smyczy, nie chciałabym takich rzeczy robić mojej córce, ale pokazałam jej jak ta dziewczynka tak chodziła i nastraszyłam, że też jej taką kupię. Córka powiedziała, że to okropne, żę psy chodzą na smyczach a nie dziewczynki i obiecała poprawę. Przez pewien czas byl spokój i się pilnowała, jak zaczynała dzikować to mówiłam: bo zamówię szelki na allegro. KIlka razy tak powiedziałam i wyczaiła, że mimo złego zachowania nie zamówiłam ich to już może robić swoje bo i tak nie zamówie. Sama się zastanawiam czy ich jednak nie kupić i wozić w torebce, jak będzie dzikować.Córka ma 3,5roku. Jak narazie to latam za nią i pilnuję żeby nie zrobiła sobie krzywdy. Mnie się wydaje, że to nie chodzi o wychowanie tylko niektóre dzieci tak już mają i naszą rolą jest po prostu pilnowanie, żeby nie zrobiły nic głupiutkiego…

Mój 15 miesięczny robi to samo! Biegnie, nie patrzy ,w ogóle nie zwraca uwagi co się mówi do niego i zazwyczaj jak mamy iść w prawo to on zawsze idzie w drugą stronę.Normalnie zachowuje się jak pies puszczony z łańcucha.
Mojemu tłumaczę,że jak nie będzie uważał to nie będzie sam chodził ( a raczej biegał) tylko będzie u mnie na rękach albo w wózku.
Mam nadzieję,że już za niedługo zauważę poprawę i moje słowa nie idą na marne.

Rosalivan chyba zna to kazda mama majac lub ktora miala takiego dwu latka bo najgorszy okres to wlasnie od ok. 15mc do 3lat w tedy dziecko nauczylo sie poruszac, chodzic i mauczylo sie ze tam gdzie on tam mama, tata czy babcia itp. Bo wiadomo ze za dziecmiem zawsze biegniemy zeby nic mu sie nie stalo i dlatego dzieci sa madre i wiedza ze my za nimi pobiegnieny a czasem bywa tak ze jak synek zauwayzyl ze ja za nim nie biegne to potrafil sie rzucic na podloge i wolal mama…ile trzeba moec sily zeby biegac za takimi dziecmi a co najlepsze oni predko nie maja dosc;-) i tak caly czas…mialam podobnie z synkiem…dlatego na dluszy spacer bralam gobdo wozka mimo ze czasem plakal ale staralam sie dac mu cos do zjedzenia lub jakas zabawke, ksiazeczke a tak to chodzilam tylko na plac zabaw na osiedlu i ladnie sie mi bawil…nie zawsze ale jak to dziecmo wszedzie pp lare minut i tak w kolkp…czasem zwariowac bylo mozna, nieldugo czeka mnie to samo , drugi synek ma 11mc takze juz niedlugo, siostra ma corke 2letnia…to wszyscy soe smieja ze ona nadrabia za 10dzieci;-) jest wszedzie a jak juz jej sie cos zabroni to sie obraza albo rzuca sie i placze na maksa, wiadomo ze mimo tego ze nic to nie daje to i tak caly czas trzeba starac sie tlumaczyc dlaczego tak nie wolno itd bo nie wystarczy powiedziec tylko nie wolno o tyle bo dziecko tak nie zrozumie, a czasem jak juz szlam spacerkiem z synkiem to staralam sie go zagadywac i pokazywac kwiatuszki, drzewka otd i dziecko zaintetesowane szlo ze mna i ogladalo okolice;-) wiadomo sa gprsze i lepsze dni i poprostu z wiekiem przejdzie;-)

Widziałam taki fajny gadżet a mianowicie smyczy na rękę dziecka którą się przypina do swojej ręki. Moja koleżanka używa takiej właśnie z dwulatka

Spotkałam się z dość kontrowersyjną metodą, budząca różne odczucia. Coraz częściej jednak widoczna na ulicach miast. Dziecko prowadzone na spacer z użyciem smyczy. Smycz jest wbudowana w mały plecaczek, lub założona po prostu na barki. Zamieszczam zdjęcie znalezione w sieci pochodzące ze strony Mamotoja.pl

Czytając Twój wątek właśnie pomyślałam o takim plecaku o którym wspomniała MagdalenaP90. Z tego co kojarzę to skip hop ma w ofercie takie plecaki. Ale na pewno można też znaleźć coś podobnego tyle że w niższej cenie.
Moja Hania też ma dwa lata i bardzo lubi nosić plecak. Od jakiegoś czasu zawsze towarzyszy nam na wyprawach. Chowamy do niego pampersy, chusteczki i wszystko inne co ona chce. Tyle że u nas odpukać nie ma problemu z uciekaniem… Pomysł z plecakiem traktujemy jako pewną formę uczenia samodzielności. W waszym przypadku też np jako formę kontroli :slight_smile: dla małej frajda bo ma swój plecak a w nim swoje rzeczy, a dla was zabezpieczenie.

Tak sobie pomyślałam, że świetnym pomysłem byłaby edukacja w tym zakresie. Pomyślałam że warto byłoby wyjechać z nią lub pójść na łąkę, albo do jakiegoś parku rozrywki gdzie mogłaby poczuć tą swobodę. I tam jej wyjaśnić że może tu biegać, chodzić jak tylko chce. Natomiast możnaby ułożyć taką bajkę o dziewczynce która była na łące i na ulicy szła bez trzymania się za rękę. I wspólne porozmawianie o tym gdzie dziewczynka była bezpieczna.

Rowniez slyszalam o takiej smyczy, ale jak zobaczylam raz na placu zabaw mame z corka i ta mama miala wlasniet aka smycz tak zauwazylam wiekszosc ludzi na placu jak sie wysmieali i komentowali glupio…a kazdy radzi sobie jak potrafi i chce.

Ja uważam, że taka smycz to dobre rozwiązanie.Mama najlepiej wie, na co stać malucha.Skoro zdecydowała się na takie wyjście to na pewno nie bez powodu.Aaa ludzie i tak zawsze będą komentować po swojemu… trzeba machnąć na to ręką i robić swoje.

Moniczka ja też w pewnym sensie uważam że to nie jest zły pomysł, bo jak ma się jedno dziecko to można sobie poradzić, gorzej jak moja koleżanka z wielkim brzuchem w ciąży i takiego uciekiniera to nie miała wyjścia i smycz musiała mieć bo nie miała siły biegać za dzieckiem. Jak ma się takie dwu lub 3 letnie co ucieka i malutkie na rękach albo w wózku to taka smycz też może pomóc.
Gorzej jest jak dziecko jest już świadome i tak jak moja córka uważa że to coś okropnego bo pieski tak chodzą i ona tak nie chce. W takim przypadku zmuszanie dziecka do tego byłoby nie w porządku i mogłoby zaburzyć psychikę dziecka. Może się mylę.

Monikalul ja.mieszkam na wsi i córka ma wybieg taki że ho ho A i tak zachowuje się tak jakby miała za mało do biegania. Tutaj chodzi o to że ja w mieście tak wszystko ciekawi strasznie. To jest jak z zabawkami: im więcej dziecko ma zabawek czy bodźców to jest bardziej pobudzone jak jest malutkie. Moja córka ma tak z miastem. Jak widzi te światła, samochody i w ogóle tyle ludzi i ruch uliczny to tak jakby ja to bardziej pobudzalo. Nie wiem czy napisałam to zrozumiałe.

U nas od samego początku Hania ma tłumaczone że nie może nigdzie chodzić sama.
Takze mieszkamy na wsi i mamy duże podwórze ale mała wie że nie wolno jej wychodzić poza ogrodzenie.
Np jak idziemy na spacer i jedzie samochód to na hasło “Haniu samochód” ona od razu ucieka na pobocze.
Natomiast wiem, że to nie zawsze jest kwestia tłumaczenia bo córka szwagierki jest w podobnym wieku jak nasza i ona po prostu się nie słucha. Jak ma iść to nie patrzy czy coś jedzie, czy ktoś z nią jest.

Ta smycz jakoś mnie nie przekonuje. Czasem widuję u nas dzieci na smyczy, ale no będę szczera, nie podoba mi się to. Wiem, że praktyczne i wgl, ale chyba nie potrafiłabym tak dziecka na smyczy prowadzić. Staramy się ją uczyć, że jak chce biegać to niech biega ale na pasach musi się zatrzymać i iść za rękę. Powoli przynosi efekty, ale wiadomo nieraz sie zapomni i leci, nie patrzy… wiec zawsze musimy być w pogotowiu. Sama jej nie zabieram w ten sposób, bo z wózkiem z drugą córka nie mam jak ją gonić, ale z mężem staramy się jak najczęściej z nią tak chodzić żeby się nauczyła…
Chciałabym żeby ładnie chodziła koło mnie bo jak idę z wózkiem, do tego dostawka, obie córki sporo ważą, wózek też ciężki i jak do tego włoże zakupy na dół to nie mam siły tego pchać …

Według mnie taka smycz to ostateczność ale jeżeli wiedziałabym ,że bez tego się nie odbędzie to użyła bym i koniec.Wiadomo,że najpierw trzeba uczyć aby obyło się bez takich gadżetów ale jeśli wiemy ,że będzie potrzebny dla bezpieczeństwa to trudno trzeba zdecydować co ważniejsze czy żeby nie wyglądało głupio czy ważniejsze zdrowie i bezpieczeństwo naszego malucha.

Rosalivan skoro po ciągłym tłumaczeniu nieco rozumie spróbuj np wymyslic właśnie jakąś historyjkę. Może Twoja córka ma jakąś ulubioną postać? Moja np uwielbia “masze”.
Opowiem Wam naszą historyjkę. Co prawda nie dotyczy ona uciekania ale może posunie jakiś pomysł.
To może od poczatku: jak już wspominałam mieszkamy na wsi, mamy duże podwórze a na nim całkiem sporo kwiatów koło których jak wiadomo trzeba chodzić. Babcia nauczyła Hanie że może z nią podlewać kwiatuszki. Pewnego dnia mała przyniosła konewke i mówi że będzie podlewać. Na co ja kategorycznie odpowiedziałam że nie… Po czym oczywiście był płacz. Wzięłam ją na bok i wytłumaczyłam. “Haniu kwiatuszki podlewa się wieczorem jak już słoneczko zajdzie za drzewka bo by poparzylo kwiatuszki. Pamiętasz jak mama ostatnio robiła tosty i dotknęłaś toster? Bolał Cię paluszek bo się poparzylaś i płakałaś, tak? (na co mała odpowiedziała” tu bolało" i pokazała na poparzony paluszek). Więc mówię dalej… Kwiatuszki też by to bolało i by płakały. Jak Ty." Przyszła jeszcze kilka razy zapytać w ciągu dnia ale zawsze była ta sama historia. Teraz już sama mówi ze nie wolno bo kwiatuszki by płakały. Wiadomo nie każdy 2 latek jest w stanie zrozumieć ale Ty powinnaś wiedzieć na jaką historyjkę jest gotowa Twoja córka.